sobota, 7 maja 2016

Reisefieber. Rodzinne

Dużo emocji kotłuje się we mnie. Mieszanka radości z wyjazdu z jakimiś archetypowymi lękami przed nieznanym...

Maj pędzi jak szalony. Wydawało się, że jeszcze mam tyle czasu. Wcześniejsze przygotowania do otwarcia oddziału Asian Divers na Bali poprowadziłem rutynowo. Ot projekt: kamienie milowe, ścieżka krytyczna itd. Czułem się dobrze, bo to podróż po znanym terenie. Mam na myśli zarówno zarządzanie projektem jako takie, jak i geograficznie. Wprawdzie nie byłem przez ostatnie kilka lat na Bali, ale marcowy wyjazd utwierdził mnie w przekonaniu, że czuję się tu jak u siebie w domu. To czemu nie mogę spać?

Na Phuket wszystko ustawione, przygotowane na niski sezon. Działalność zmniejszona. Część naszego zespołu tradycyjnie ma w niskim sezonie pracę gdzieś indziej, nas czworo jedzie na Bali. Na Phuket zostanie Gosia, do której mniej więcej w lipcu-sierpniu dołączy nowy instruktor. Zaplecze mamy posprzątane, remanent zrobiony, automaty w serwisie, na stronie przybywa opisów o wycieczkach i nurkowaniach na Bali. Prowadzimy coraz bardziej szczegółowe rozmowy o tym kto, co i kiedy. Przekładamy w coraz bardziej szczegółowych krokach wizję na strategię, a potem strategię na działanie operacyjne. Przygotowuje równolegle nowe projekty w naszej mini informatyce, myślę o zasadniczej przebudowie strony, wdrażamy nowe oprogramowanie do zarządzania, bo nasz stary system rezerwacyjno-fakturowy przestawał wyrabiać i kosztował nas sporo straconego czasu i udział w mało przyjemnych sytuacjach gdy kilkukrotnie nie mogliśmy doliczyć się pieniędzy.

Zostały trzy doby do wylotu. Juleczek pójdzie na rozpoczęcie roku beze mnie. We wtorek jeszcze zdążę zabrać go na zakupy - musimy kupić podręczniki, nowy strój skauta i pewno kilka elementów mundurka okaże się być za małe. Martwię się chyba zwyczajnie, że będę tęsknił za chłopcami i jak to będzie. Co najmniej jakbym wyjeżdżał na drugi koniec świata na nie wiadomo ile. Mam już ułożone w głowie odwiedziny. Julek pewno przyleci gdy tylko szkoła ruszy i będzie jakieś święto. Ja będę musiał wrócić na chwilę na Phuket odebrać odszkodowanie za samochód gdy wreszcie sprawa zostanie zamknięta. Podobno za miesiąc, ale ten tekst słyszałem już kilkukrotnie, więc czekam cierpliwie. Ah, jeszcze międzynarodowe prawo jazdy! Jeszcze klamka w sypialni do zmiany, jeszcze w banku coś tam, jeszcze ..... a za kilka godzin zacznie się niedziela, ostatni dzień, który w znacznej części mogę spędzić z chłopcami. A sen nie przychodzi. I właśnie dzięki mojej insomni powstał niniejszy blog :-)

2 komentarze: